16 września 2014 11:57 | Aktualności
1 września minęło 75 lat od wybuchu II wojny światowej. Doskonale wiemy jak straszne zebrała żniwo oraz ile przyniosła cierpienia. Nie chcemy na te fakty zobojętnieć i o nich zapomnieć – tym bardziej, że w ziemię naszej gminy także wsiąknęła krew niewinnych ofiar. Aby uczcić ich pamięć, uczniowie klasy II A- pod opieką wychowawczyni M. Kasperskiej oraz R. Arwońskiej, K. Kolubczyńskiej i samego pana dyrektora P. Matysiaka – wybrali się rowerami do miejsc pamięci narodowej
Najpierw udali się do lasu nieopodal Mielna. Tam 9 września 1939 roku z rąk hitlerowców zginęli dwaj mieszkańcy Popowa Ignacewa- Walenty Budnik i Józef Tackowiak, a także ks. Kazimierz Nowicki z Paterka pod Nakłem, bracia Płoszyńscy z Wągrowca oraz Modest Guntzel z Kcyni.(Historię tego bestialskiego mordu, opowiedzianą słowami naszej absolwentki, zamieszczamy niżej.) Po złożeniu kwiatów i zapaleniu zniczy wszyscy przybyli stanęli chwilę w zadumie, a następnie odśpiewali hymn narodowy. W takim miejscu i po upływie trzech ćwierćwieczy od tamtego strasznego wydarzenia „Mazurek Dąbrowskiego” zabrzmiał niezwykle przejmująco.
Później uczestnicy rajdu wybrali się do pomnikowych mieleńskich dębów. W cieniu kilkusetletnich świadków historii, nieco zmęczeni, podreperowali nadwątlone siły i udali się w dalszą drogę.
Kolejnym celem wyjazdu było odwiedzenie miejsca, gdzie ukryty w nowaszyckich lasach obelisk z pamiątkową tablicą przypomina o wojennej tragedii, metodycznie mordowanych przez hitlerowskiego okupanta, pacjentów gnieźnieńskiej „Dziekanki”. To tutaj – z dużym prawdopodobieństwem, na co wskazuje wiele faktów – zostało zabitych wielu z nich. Po uczczeniu ich pamięci przedstawiciele naszej szkolnej społeczności pojechali leśnymi i polnymi drogami na cmentarz do Popowa Ignacewa. Tam, przy grobach bohaterów wojennych straconych pod Mielnem, pomodlili się o spokój ich dusz i zapanowanie pokoju na świecie.
Po przejechaniu niemalże 30 kilometrów wszyscy uczestnicy rowerowej wyprawy – cali i zdrowi – dotarli z powrotem do szkoły, gdzie chętnie dzielili się swoimi przeżyciami i refleksjami.
Jedna z tajemnic wiejskiego cmentarza
„Oddali duszę Bogu, a życie ojczyźnie”. Taki napis wieńczy tablicę nagrobną skromnej mogiły, która znajduje się na cmentarzu w Popowie Ignacewie. W mogile tej spoczywają : Józef Tackowiak, Walenty Budnik i Modest Güntzel. Kilkanaście merów dale znajduje się grób ks. Kazimierza Nowickiego, opatrzony tym samym napisem: „Oddał duszę Bogu, a życie ojczyźnie”. I jeszcze data- ta sama, która widnieje na wcześniej wspomnianym nagrobku- 9 września 1939r.
Jak tragiczną tajemnicę kryje wspólna data kresu życia oraz słowa intrygującego epitafium?... Wcale nie tak łatwo było rozwiązać tą zagadkę, ale na pewno było warto. Ze strzępków wspomnień krewnych oraz ostatnich żyjących świadków wojennych wydarzeń udało się odtworzyć tę przejmującą historię. Oprócz już wcześniej wspomnianego 9 września tragicznego dla Polski roku 1939, na drodze z Bydgoszczy do Poznania, nieopodal Mielna, z tłumu wojennych tułaczy niemieckie wojsko zatrzymało i skontrolowało mieszkańców Popowa Ignacewa. Podejrzenie hitlerowców wzbudził powożony przez Walentego Budnika- starszego około sześćdziesięcioletniego mężczyznę- wóz, za którym młodzi chłopcy pędzili bydło. Wśród nich byli także dziewiętnastoletni Józef Tackowiak i Wacław Szczepański. Wszyscy ci mężczyźni byli pracownikami dworskimi dziedzica Franciszka Saskowskiego i jak się później okazało, przewozili broń należącą do ich pracodawcy, a transportowaną na front w celu wsparcia polskich żołnierzy.
Choć zatrzymani nie mieli pojęcia, co zawiera przewożony przez nich ładunek, zostali oskarżeni o działania wrogie niemieckiej Rzeszy. To oskarżenie oznaczało śmierć. Wraz z czterema innymi, nieznanymi im, a wcześniej schwytanymi nieszczęśnikami, księdzem Kazimierzem Nowickim z Paterka pod Nakłem, dwoma braćmi Płoszyńskimi z Wągrowca oraz Modestem Güntzlem z Kcyni, zostali przepędzeni do pobliskiego lasu, a tam zmuszeni do wykopania dla siebie śmiertelnego dołu. Podczas tego ostatniego życiowego zadania Walenty, Budnik szepnął do młodszych współtowarzyszy niedoli, by próbowali uciekać. Niestety przerażenie i strach paraliżowały ich myśli i ruchy. Gdy już stali gotowi na egzekucje, Wacław Szczepański zdołał zbiec. Pod gradem kuli z karabinów maszynowych, slalomem wśród przyjaznych drzew, przedarł się wgląd lasu, a następnie dotarł o jeziora i ukryty przed oprawcami w wodzie, oddychał przez słomkę trzciny wodnej. Gdy już nabrał pewności, że sytuacja się uspokoiła, pod osłoną nocy udał się do ciotki do Gniezna. Na szczęcie nie dostał się w ręce wroga. Przeżył wojne i długie lata świadczył o tragicznym losie zamordowanych współoskarżonych. Zginęli ok. godziny 21 od strzału w tył głowy… Tydzień po tym okropnym wydarzeniu wstrząśnięci miejscowi ludzie postanowili przenieść ciała zmarłych na miejsce uświęconego spoczynku. W prostych skrzyniach z desek, wykonanych z narażeniem życia przez wiejskiego stolarza pana Winkla, zostali pochowani na cmentarzu parafialnym w Popowie Ignacewie-ksiądz Kazimierz Nowicki w pobliżu krzyża, a pozostali z prawej strony cmentarnej bramy. Wszyscy prócz braci Płoszyńskich, których później ekshumowała rodzina, spoczywają tam do dziś.
Pamięć o nich to nie tyko nasz święty obowiązek, ale także prawdziwe świadectwo tego, że ich życie i śmierć miały sens.
(Tą opowieścią Michalina Kasperska zdobyła w 2012 r. III miejsce w Ogólnopolskim Konkursie Krasomówczym w Czerniejewie.)